‹ Poprzedni wpis Wróć do listy wpisów Następny wpis ›

Gentleman

październik 2009
Gentleman, październik 2009

Ptaszki ćwierkają na mieście, że już nie jest Pan szefem kuchni w Hotelu Jan III Sobieski…
Myślę, że w życiu każdego z nas przychodzi moment na zmiany. A chcę rozwijać się i może nawet udowodnić samemu sobie, że jednak fajnie jest mieć takie własne miejsce, ze swoją kuchnią autorską, gdzie wpadną znajomi i gdzie zjedzą to, co będzie przygotowane zgodnie z tym, co lubią. Bo taka ma być filozofia mojej nowej restauracji.

Czyli otwiera Pan własną restaurację. Jaka kuchnia będzie w niej preferowana?
Nie będę dorabiał tutaj żadnej ideologii, że będzie to kuchnia śródziemnomorska czy tematyczna. Na pewno będzie to kuchnia Roberta Sowy! Połączenie polskich produktów w wersji europejskiej i światowej. Myślę, że dziś jest czas na taką kuchnię, która jest ciekawa, lekka, zdrowa, a czasami intrygująca, jeśli chodzi o smak. Natomiast na pewno nie będzie to kuchnia przeraźliwie „odjechana” ani bardzo droga, ponieważ myślę, że z czymś takim dziś nie zmieścimy się na rynku. Sądzę, że obecnie jest czas na dialog z klientem, na rozmowę o tym, co ma być w tej restauracji, jak oni ją widzą. Oczywiście to ja tworzę menu, ale klimat i restaurację jako taką tworzą goście, którzy do niej przychodzą. Coraz więcej jest restauracji, które posiadają swoich stałych, wiernych gości. To trochę, jak z teatrem, a sztuka kulinarna choćby z samej definicji, jest przecież sztuką.

Pana restauracja będzie ulokowana w Warszawie?
Tak, wszystko wskazuje na to, że będzie to Warszawa, choćby z tego względu, że żyję tutaj od dwudziestu lat, tu mam przyjaciół, którzy na pewno będą trzymać za mnie kciuki, tutaj mam współpracowników, z którymi jestem „na dobre i na złe” od wielu lat. Oczywiście podróżuję po całej Polsce, po różnych miastach i zbieram przeróżne smaki oraz smaczki i to na pewno będzie znajdzie wyraz w mojej restauracji.

Będzie Pan i właścicielem, i szefem kuchni?
Właścicielem to dużo powiedziane, bo aż tak pięknie, to nie jest. Na pewno będzie to spółka, ale tak poukładana, abym to ja wiódł prym. Reżyser przedstawienia może być tylko jeden.

Kryzys to chyba niezbyt dobry moment, aby zakładać swój biznes.
Wychodzę z założenia, że jeśli ktoś sprawdzi się na głębokiej wodzie, to później będzie mu tylko łatwiej. Jednak ja nie otwieram restauracji, żeby robić na tym jakiś wielki majątek, to nie o to chodzi. Ja otwieram restaurację, jako długoletni szef kuchni, jako osobowość kulinarna w Polsce po to, aby mieć miejsce, w którym wszyscy, którzy mnie znają, będą mogli delektować się różnymi smakami, różnymi potrawami, poczuć się dobrze, mieć takie swoje miejsce na mapie warszawskich restauracji. Myślę, że to będzie moim największym sukcesem.

A jak ocenia Pan obecną kondycję warszawskich restauratorów?
Dzisiaj jest taki czas w Warszawie, że to jest mało ważne, czy to jest restauracja na Nowym Świecie czy na Pradze. Miejsce nie jest gwarancją stuprocentowego sukcesu. Jednak wszyscy skarżą się na jedno – na czynsze w Warszawie, które zabijają nie tylko restauracje, ale i sklepy.

Czy teraz, jak nie pracuje Pan w Sobieskim, ma Pan wreszcie czas na swoje hobby i pasje?
Wydawało mi się, że tak będzie, ale od lat „Sobieski” był tylko jednym z elementów mojej pracy. Też myślałem, że teraz będę wstawać rano, jeść spokojnie śniadanie i zastanawiać się, gdzie zjem lunch. Niestety tak nie jest, nadal pracuję w „Dzień dobry TVN”, nadal współpracuję z radiem ZET, gdzie mam swoje programy autorskie, a w tej chwili robię jeszcze nowy program dla TVN Warszawa – „Gotuj z gwiazdami”, do tego prowadzę szkolenia w całej Polsce, udzielam wielu wywiadów prasowych, radiowych i telewizyjnych, więc ten czas wolny wygląda troszeczkę inaczej niż sobie wyobrażałem.

A żona nie jest zła, że ciągle nie ma Pana w domu? Jak stara się Pan wynagrodzić jej swoją nieobecność?
Prawdę mówiąc od wielu lat intensywnie pracuję  i rzadko bywam w domu. Ale potrafię to nadrobić. Wiem, co lubi i żona i córka. Jak ostatnio nie było mnie długo w domu, to zadzwoniłem do żony i powiedziałem, że jak wrócę to zrobię obiad-niespodziankę. Oczywiście, wybrałem wszystkie te produkty, które dziewczyny lubią, czyli był pieczony halibut, ziemniaczki puree, fajna surówka i wszystko zrobiłem tak, jak dziewczyny lubią. Od razu dobry humor zapanował w całym domu. Na końcu pojawiła się szarlotka z kruszonką, dla córki z lodami waniliowymi i rodzina była szczęśliwa.

Zrobił Pan obiad, podał go i…..posprzątał po nim?
Tak, zrobiłem, podałem i posprzątałem. Nie mam problemu z pracą w kuchni. Oczywiście nie przepadam za myciem i sprzątaniem, aczkolwiek podczas przygotowywania lubię od razu myć i sprzątać, czyli jeśli ryba jest w piekarniku i potrzebuje jeszcze dwudziestu minut, to już staram się tyle rzeczy zrobić dookoła, aby później mieć jak największy porządek i jak najmniej sprzątania.

Czyli stara się Pan być gentlemanem w kuchni?
Tak, staram się. Oj tak. Jeśli tylko mam czas i siłę, to jak najbardziej.

A czym jeszcze, oprócz dobrego jedzenia, można udobruchać kobietę?
W moim wypadku jedzenie na pewno wychodzi najlepiej. Na pewno jeszcze kwiaty i zakupy. I nawet nie w tym sensie, że idę i daję na nie pieniądze, ale w formie konsultacji. Na przykład ostatnio córa pokazywała mi jakieś szalone srebrno-czarno trampki. Stwierdziłem, że super, ale nie wiedziałem, że już wcześniej żona wydała opinię, że takie sobie. No i był plus u córki, a mały minus u żony. No niestety, jak ma się dwie kobiety w domu, to tak czasem jest, ale zawsze powstaje jakiś kompromis.

Warto rozpieszczać kobiety?
Uwielbiam rozpieszczać moje obie kobiety, ale przyznam, że córka zyskuje lekką przewagę.

Dlaczego żonę mniej Pan rozpieszcza?
To chyba jest normalne, że każdy tatuś jest zakochany w swojej córeczce, a jeśli do tego jest ona jedynym dzieckiem, to tym bardziej. Tu Ameryki nie odkrywamy i słabość przez całe życie do kobiet mamy.