Uczestniczyłem natomiast w dorocznej imprezie z okazji Święta Hubertusa w Spale, czyli Festiwalu pasztetów i przetworów z dziczyzny. Rzadko się wzruszam, ale oddawanie honorów zabitej zwierzynie, widok upolowanych darów lasu - saren, kuropatw, dzików, bażantów, zajęcy - wyeksponowanych na polanie po skończonych łowach, przy dźwiękach trąb i z udziałem elementów rytuału myśliwskiego robi wrażenie. Ale czasy kiedy do ulubionych rozrywek polskiego ziemiaństwa zaliczało się polowania odeszły bezpowrotnie. W tym czasie powstało wiele publikacji kulinarnych poświęconych dziczyźnie, pokazując nam jak wspaniale kiedyś jadano. Jednak również teraz możemy delektować się dziczyzną, upolowaną na jakże pięknych i malowniczych terenach mazurskich. Jeśli znajomi, którzy są miłowanymi myśliwymi obdarzą nas upolowana przez siebie zwierzyną nie zniechęcajmy się. Spróbujmy wyczarować fantastyczne danie.
Potrawy z dziczyzny nie wymagają też specjalnych umiejętności. Zanim upolowana dziczyzna zawędruje do kuchni musi dojrzeć, aby nabrała odpowiednich wartości smakowych. Chodzi tu o nic więcej, jak po prostu o marynowanie - aby mięso skruszało. Dzięki temu stanie się delikatne i lekkostrawne. W tym celu zanurzamy je w oliwie z oliwek, tymianku, rozmarynie, jałowcu, liściach laurowych, occie winnym, czerwonym winie i soku z cytryny. Tak zamarynowane mięso trzymamy w zalewie ok. 7 dni, codziennie obracając. Po tym czasie mięso pieczemy lub dusimy i zawsze smakuję wybornie.
Polecam Robert Sowa