Niemożliwe stało się czymś realnym. A Robert ze swoją znakomitą ekipą przygotowywał te tony jedzenia w taki sposób, jakby miało to być danie dla kameralnego grona, przy doskonałej organizacji i co najważniejsze – wyjątkowo smacznie ugotowane i przyprawione. Było to dla mnie czymś nieprawdopodobnym – perfekcyjne dobranie potraw, tak żeby smakowało jak u mamy, albo w dobrej restauracji.
Robert Sowa posiada zaskakującą i niezwykłą wyobraźnię kulinarną oraz umiejętność łączenia składników, z których powstają niesamowite rzeczy. Błysnął też znajomością potraw z całej Europy w roku przyjęcia Polski do Unii. Poza tym jest wspaniałym, dowcipnym i inteligentnym kompanem, stanowiącym doskonałe towarzystwo przy stole. Dla mnie osobiście jedzenie jest połączeniem wielkiej przyjemności z ogromnym bogactwem kulturowym i dlatego współpraca z Robertem Sową jest zawsze tak wartościowa.
Robert jest również znakomitym aktorem, o czym przekonałem się na własnej skórze. Zostałem przez Roberta i przez Krzysztofa Baranowskiego „zrobiony” w programie Jak łyse konie emitowanym przez TVN. Miało to miejsce podczas jednego z koncertów Lata z radiem. Jechaliśmy leśną drogą, na której stał samochód i blokował nam przejazd. Robert z Krzysztofem uparli się, aby odnaleźć kierowcę tego samochodu, ponieważ twierdzili, że inaczej nie da się przejechać. Poszli więc go szukać, a ja zostałem w samochodzie sam. Siedzę tak i czekam w samochodzie… a tu przed maskę wyskakuje półnaga dziewczyna z krzykiem, że jacyś dowcipnisie zabrali jej ubranie, a ona marznie (w środku lata!), i błaga o pomoc. Naprawdę dałem się nabrać i przez długi czas nie wiedziałem, że to żart. A to wszystko dzięki umiejętnemu udawaniu obu kolegów.
Nie pozostałem im oczywiście dłużny. Jakiś tydzień po tym „wrobieniu” mieliśmy się spotkać przy okazji kolejnej imprezy Lata z Radiem. Robert i Krzysztof byli już na miejscu, a ja dopiero przyjechałem. Przechodziłem akurat obok pieńka, w który była wbita siekiera. Chwyciłem więc za nią i zacząłem ich ganiać, wymachując przy tym toporem. Widzowie mieli niezły ubaw, że Chajzer gania Sowę i „Baranka”, bo mu pewnie coś okropnego ugotowali. Jak widać, Robert Sowa ma nie tylko wyjątkową wyobraźnię kulinarną…