Początek roku w Polsce bywa zimny, mroczny, nieprzyjemny i mało entuzjastyczny. Dla mnie styczeń 2010 był wyjątkowo sympatyczny. Wraz z Ewą Gawryluk i Rafałem Bryndalem zwiedzałem bowiem zachodnie wybrzeże Indii, czyli urocze Goa, gdzie wygrzewałem się na rajskich plażach, podczas gdy większość Polaków odczuwała kilkunastostopniowe mrozy. A wszystko za sprawą Biura Podróży ITAKA, telewizji TVN i Tygodnika GALA.
Zacznijmy od kilku informacji na temat tej indyjskiej prowincji...
Jak mówią przewodniki, GOA, to jedno z najbardziej znanych miejsc na wakacyjnej mapie Azji, które warto zobaczyć. Jest wyjątkowe ze względu na walory przyrodnicze i swoją historię. Goa to zaledwie 3500 m² lądu, który przez wiele lat znajdował się pod panowaniem Portugalii, aż do 1961 roku, kiedy to Indie odzyskały te tereny. Historia i wszystkie towarzyszące jej przemiany mają ogromny wpływ na tamtejszą architekturę, kulturę i świadomość mieszkańców tej prowincji.
Jako kurort Goa ma do zaoferowania przepiękne, pokryte drobniutkim piaskiem plaże, piękne hotele. Ale prowincja ta ma również swoje drugie oblicze - biedne, zaniedbane wioski, będące odzwierciedleniem prawdziwego życia Hindusów.
Zaskakuje ogrom kościołów i klasztorów. Niemal każda wioska, każde wzgórze posiada swoją świątynię, krzyże i kaplice. Każda wioska ma też swojego patrona, którego czci w szczególny sposób. Takim obchodom towarzyszą festyny i niezwykłe przedstawienia taneczno-muzyczne, które przypominają o chrześcijańskiej przeszłości tego miejsca.
- Jestem szczęśliwy, że mogłem zobaczyć, jak naprawdę żyją ludzie w Indiach. To bardzo ciekawe, chociaż nie ma im czego zazdrościć. Dla mnie ważny jest jednak walor kulturoznawczy. Prawda o życiu mieszkańców Goa oraz fakt, że można się do nich zbliżyć, a nawet porozmawiać, bo sporo osób zna tutaj angielski. To dla mnie cenne doświadczenie – powiedział Robert Sowa.
Podróżując po Goa, trzeba wstąpić do stolicy stanu – Panaji. Godna zobaczenia jest malownicza dzielnica Fountahas, do złudzenia przypominająca krajobraz starych, prowincjonalnych miasteczek hiszpańskich portugalskich. Warto również zwrócić uwagę na kościół Niepokalanego Poczęcia z 1541 roku, z piękną barokową fasadą oraz usytuowany przy Promenadzie Sekretariat, wybudowany przez Portugalczyków w 1615 roku.
Drugie co do wielkości miasto w Goa – Margao, to zarazem centrum lokalnego handlu. W jego okolicy znajduje się tradycyjne miasto targowe Mapusa. Wizyta tam, to był istny raj zakupowy. Na straganach królowały charakterystyczne dla Indii szale, tkaniny i biżuteria, ale moją uwagę przyciągały przede wszystkim straganiki z aromatycznymi mieszankami przypraw i herbat, z których słyną Indie.
Od tamtejszych sprzedawców poznałem tajemnice przygotowania charakterystycznych dla kuchni indyjskiej mieszanek ziół i przypraw. Byłem zachwycony, bo przed dokonaniem zakupu każdą przyprawę można tu dotknąć, powąchać, a co najważniejsze spróbować.
- Podczas tej niezwykłej podróży był czas na zwiedzanie ciekawych zakątków, na poznawanie mieszkańców i tutejszej kultury. Udało nam się dosiąść słoni i przemierzyć na nich malownicze okolice. Śpiewaliśmy i tańczyliśmy z Hindusami, obserwowaliśmy pola rosnących przypraw i sposoby przygotowania mieszanek. Ale to mi oczywiście nie wystarczyło. Po przecież nie byłbym sobą, gdybym nie ugotował czegoś z lokalnymi kucharzami. Wybór padł na świeże ryby i owoce morza. Bo czym byłaby wizyta na Goa, bez kulinarnych prób przygotowania dań w towarzystwie kucharzy znających tajniki miejscowych kulinariów. No i powstały potrawy o niepowtarzalnym smaku i aromacie, który przyciągnął nie tylko towarzyszącą nam ekipę TVN-u, ale również licznych mieszkańców. Wszystko podobno smakowało wybornie. Mówię podobno, bo niestety nie zdołałem poznać końcowego efektu i smaku dania. Pamiętam jednak zapachy i smaki, które towarzyszyły mi podczas przygotowywania potraw. Można je opisać jednym słowem… bezcenne.