Powroty z weekendów zawsze są trudne. Tak było i tym razem, bo miniona sobota i niedziela <12-13 września 2015> przepełnione były kulinarnymi atrakcjami.
Zaczęło się od restauracji Alumnat w Tykocinie, gdzie zajadałem się pierogami z dzika i kaczki, rosołem z bażanta, żurem na domowym zakwasie i pierożkami z szyjkami rakowymi.
Augustów to następny przystanek i gotowanie na wielkiej łodzi, gdzie przygotowaliśmy przystawki z wędzoną sieją, sumem i pstrągiem.
Świeżo zebrane niedaleko portu borowiki przygotowane z oliwą chilli i czosnkiem doskonale współgrały z rybnymi przysmakami. Do picia oczywiście jak to na Podlasiu - kwas chlebowy. Na polanie nad Jeziorem Białym zorganizowaliśmy wspólnie z Marcinem Budynkiem warsztaty grillowania. Tu prym wiodły owoce morza. Labraksa okraszonego przyprawami i świeżymi ziołami piekliśmy bezpośrednio na kiju nad ogniskiem. Ośmiorniczki, kalmary i tradycyjna karkówka wylądowały na grillu. Smak dań dopełniły niecodzienne dodatki: ogórki z Kruszewa i marynowane słodko-ostre pikle.
Niedziela to wycieczka do Suwałk, gdzie odbywała się próba bicia rekordu Guinessa w pieczeniu najdłuższej kiszki ziemniaczanej. Całonocna praca gospodyń, które przygotowały ponad 500 kg startych ziemniaków, a potem przez pół dnia napełniały nimi flaki wieprzowe, została doceniona przez wszystkich uczestników wydarzenia. Oficjalny wynik to 137 metrów upieczonej w piecu kiszki ziemniaczanej. Z Podlasia wyjechałem ze smakiem aromatycznego rosołu i pierożków jagnięcych w ustach, które miałem przyjemność skosztować w małej restauracji tatarskiej.
Podlasie jest nie tylko smaczne, ale również bardzo gościnne, więc nie raz tam jeszcze powrócę.