Pierwszy tydzień czerwca spędziłem na Sycylii. Było suuuper! Najlepsza śledziona, jaką jadłem! Czerwone krewetki, solone sardele, świeże steki z tuńczyka i niebiańskie ostrygi - to w Palermo. Przepyszne caprese w Cefalu, tatar z miecznika oraz arancini z szynką i mozzarellą w Katanii. Potem Etna i jej księżycowy klimat, a na deser lekko słone lody pistacjowe w brioszce i tradycyjne cannoli z ricottą. Sycylia urzeka nie tylko widokami, ale przede wszystkim smakami!
Wspomnienie mojej krótkiej, ale intensywnej wyprawy kulinarnej na Sycylię wiąże się ze słońcem, zapachem i przede wszystkim smakiem. Wyspa ta to nie tylko wspaniałe plaże, ale przede wszystkim raj dla miłośników kuchni. Bogactwo fauny i flory daje ogromne możliwości wszystkim, którzy lubią kulinarne eksperymenty.
Śniadania nie należą do obfitych, zazwyczaj jest to kawa - lecz nie latte, bo to słowo oznacza mleko (zamawiając latte na pewno dostaniemy kubek mleka). Tak więc espresso lub cappuccino oraz rogalik ze słodkim nadzieniem stanowi miły, ale skromny początek dnia. Tak też z towarzyszem wyprawy, szefem Marcinem Budynkiem rozpoczęliśmy dzień w Trapani.
W pobliskiej Marsali, gdzie dużo jest wpływów kuchni arabskiej, spróbowałem słynnego "cuscusu" - kaszy kuskus z rybą, cielęciną oraz pikantnej pasty z bakłażana. Marsala to również znakomite słodkie wino, które stanowi główne źródło dochodów miasta. Białe lub czerwone podawane jest jako aperitif, ale znakomicie komponuje się również z deserami.
Do położonego na wzgórzu Monte San Giuliano, średniowiecznego miasteczka Erice pojechaliśmy z misją spróbowania najsłynniejszych słodyczy Marii Grammatico, o historii której napisano książkę. Między malutkimi, brukowanymi uliczkami mieści się cukiernia, w której przygotowuje się słodkości według receptur sprzed ponad 500 lat. Właścicielka nauczyła się kunsztu cukierniczego w klasztorze, mimo, że zakonnice wyjątkowo skrywały tajemnice swoich wypieków. Po wystąpieniu z klasztoru otworzyła La Pasticceria di Maria Grammatico, gdzie można delektować się cannoli z serem ricotta, cassata siciliana i słynnymi marynarskimi czapkami - ciastkami genovesi. Miłe spotkanie z mistrzynią Marią zakończyło się degustacją pysznych słodyczy i podziwianiem malutkich dzieł sztuki wykonanych z marcepanu - frutti di martorana.
W Palermo koniecznie trzeba iść na targ Ballaro. Próbować można wszystkiego, a sprzedawcy zachwalają swój towar - śpiewając. Znakomite warzywa, ryby i owoce morza to feeria barw i smaków. Długie, osiągające nawet metr długości cukinie, gigantyczne, pachnące cytryny i olbrzymie karczochy to niezapomniany widok. Świeże ostrygi otwierane bezpośrednio przez sprzedających na bazarze smakują nieziemsko.
Palermo to przede wszystkim jedzenie uliczne, tzw. street food. Świeżego, ręcznie wyciskanego soku z sycylijskich pomarańczy można napić się na każdym rogu ulicy. Jest też frittola - kawałki świńskiego mięsa, przygotowanego tradycyjnie w wielkim kotle z wodą i solą, sprzedawane potem z wiklinowego koszyka oraz pane con la milza - śledziona cielęca podawana w bułce. Ta najsłynniejsza to mieszanka gotowanej śledziony i płuc, sprzedawana przez Nino U' Ballerino, który zdobył Oskara na festiwalu street foodowym na Sycylii i piąte miejsce na świecie w rankingu ulicznych kucharzy. Serwowana osobiście przez Nino i spożywana bezpośrednio na ulicy, la milza to naprawdę duże przeżycie!
Uwielbiane przez sycylijczyków podroby to również stigghiola (owcze jelita pieczone na grillu, przyprawione pietruszką i sokiem z cytryny) i arancini - ryżowe kulki (pozostałość po risotto) z nadzieniem z mięsa i sera. Proste, ale bardzo smaczne.
Na domowej kolacji przygotowanej przez mieszkankę Palermo zajadałem się pysznym bakłażanem z serem i sosem pomidorowym, pasta con le sarde (makaronem z sardynkami i barweną z sosem maślanym). Zgodnie z włoskim przysłowiem "Przy jedzeniu się nie zestarzejesz", uczta trwała kilka godzin.
W niedalekim Mondello słynącym z malowniczych, zapierających dech w piersiach plaż, palermitańskim specjałom nie było końca. Kalmary, świeże polipetti (małe ośmiornice) i spaghetti aglio olio e peperoncino smakują tak, jak nigdzie na świecie. Podczas nocnej wycieczki po malutkich, tętniących życiem trattoriach mogłem spróbować znakomitej pizzy z jeżowcami, carpaccio z miecznika oraz delikatnego steka z tuńczyka. Jedzenie zakończyliśmy około drugiej w nocy lekko słonymi lodami pistacjowymi podanymi w brioszce. Pycha!
Cefalu to odmiana dla chaosu Palermo. Małe, słoneczne miasteczko z przepięknymi widokami, gdzie siedząc na tarasie restauracyjnym można bez końca delektować się krajobrazem i zimnym Aperol Spritz’em. Zapachy z tutejszych kuchni pobudzają apetyt, więc skusiliśmy się na caprese z rozpływającą się w ustach mozzarellą di bufala i na pyszne gambero rosso - czerwone krewetki. Lekki deser w postaci cytrynowego, domowego tortu włoskiego z owocami i tradycyjnym, pobudzającym espresso zakończył nasz posiłek w Cefalu.
Po dniach pełnych jedzenia i nieustających degustacji udaliśmy się na Etnę, aby nieco ochłonąć z ogromu przysmaków. Wulkan Etna to niezwykły księżycowy krajobraz. Warto zobaczyć jeden z nielicznych czynnych wulkanów, gdzie pod stopami czuć ciepło wydobywającego się z ziemi gazu. Ze szczytu wulkanu widać niemalże całe bogactwo, przepięknej włoskiej wyspy i morza w kolorze lazuru.
Końcową stacją kulinarnej, sycylijskiej przygody była Katania. Miasto u podnóża wulkanu, zbudowane z zastygłej lawy, ale bogate w zabytki i niezwykle pyszne miejsca. Na Piazza del Duomo jest największy targ rybny jaki widziałem, ze wszystkimi możliwymi gatunkami ryb i owoców morza. Wielkie, oprawiane na miejscu tuńczyki, potężne ryby-miecze i fritto misto di pesce - malutkie rybki, które smaży się w całości na oleju.
Katania to również porchetta - faszerowane ziołami i przyprawami prosię oraz niestety konina, wszechobecna i podawana w każdej postaci, nawet na ulicy. Z uwagi na szacunek dla tych zwierząt i uprawiany zawód pozwoliłem sobie zaledwie na niewielką degustację. W mieście Belliniego nie można nie zjeść pasta alla Norma - makaronu z bakłażanem i pomidorami, którego nazwa powstała na cześć opery urodzonego w Katanii kompozytora.
Pyszna orzeźwiająca granita gelsi (sycylijska odmiana borówki) oraz torte con le fragole - ciastka z poziomkami, kremem i pistacjami zakończyły sycylijską, kulinarną przygodę.
Na wielkie obżarstwo Katania ma swój sposób, oprócz nieustannie serwowanego, poprawiającego trawienie wina, w małych kioskach serwuje się bezalkoholowe napoje, które również są lekiem dla łakomczuchów. Najbardziej znany "selz" (woda, sól i sok z cytryny) lub "tamarindo" (woda, soda i cytryna) nie raz ratowały nas z wizji zakończenia uczty sycylijskiej.
Kierując się włoskim przysłowiem: "Nie ma szczerszej miłości niż ta do jedzenia" polecam gorąco wspaniałą Sycylię i wiem, że jeszcze nie raz tam wrócę, by znów zasmakować niezwykłych dań pachnących słońcem, morzem i przyprawami.
Grazie, Sicilia!
PS. Więcej zdjęć w galerii.